Od piętnastu lat staję przed sądem i przez ten czas widziałam już tyle „oryginalnych” zachowań pełnomocników, że trudno mnie dziś zaskoczyć obraną strategią procesową.
Zdarza się oczywiście, że wychodzę z rozprawy z zawodowym podziwem dla drugiej strony, ale w minionym tygodniu zaskoczenie było zdecydowanie negatywne.
Można powiedzieć, że brakło mi słów, a to nie zdarza się zbyt często. 😊
I nie chodzi o błędy merytoryczne, bo te przytrafiają się przecież każdemu,
ani nawet o sytuacje, gdy profesjonalizm ustępuje miejsca emocjom, bo to ludzkie i czasem nieuniknione, ale o planowane przekroczenie granic,
w szeroko (choć chyba jednak błędnie) rozumianym interesie klienta.
Z weekendowym dystansem dzielę się zatem doświadczeniem z minionego tygodnia:
Sami oceńcie; czy jeśli w postępowaniu z udziałem wielu uczestników, profesjonalny pełnomocnik podważa wiarygodność dowodów zarzutem, że stojący po przeciwnej stronie mecenas w przeszłości reprezentował w zupełnie innej sprawie jednego z zeznających, więc pewnie „wszyscy razem jadą na jednym wózku” – nie świadczy przypadkiem o tym, że to pełnomocnik raczej mało profesjonalny? 😉
To argument, którego racjonalności nie da się obronić, jego skuteczność z punktu widzenia logiki jest zerowa, a jedyną funkcją wydaje się bezpośrednie uderzenie w kolegę po fachu.
Nie wiem, czy adresat zarzutu wyciągnie z tego konsekwencje formalne,
ale jedno jest pewne – jego adwersarz w mojej ocenie właśnie pracuje na markę osobistą jako prawnik zaangażowany ponad miarę.
A przecież nie o to chodzi w tym zawodzie.
Egzamin z etyki zdajemy codziennie.



{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }